Wszechświat, wg. naukowców nieustannie się rozszerza, jest tez nieskończenie wielki.
Co jest podstawą tych wniosków? Jest to teoria, brzmiącą jakby żywcem wyjęta z książek Stanisława Lema, opierająca się na przypuszczeniach i bogatej wyobraźni naukowców. Jeżeli jest nieskończony, skąd możemy wiedzieć, ze cały czas się rozszerza? Na jakiej podstawie, czym, od którego „miejsca” prowadzone są „pomiary”? I czym? Kosmiczną linijką dostosowaną pod wymogi NASA?
„Heniu, zobacz, nie zauważyłem jednej czarnej dziury podczas pomiarów, wpiszmy, że wszechświat się cały czas rozszerza, bo kalkulator mi się przegrzewa gdy sumuję odległości”
Osoby negujące istnienie Boga, często odwołują się do nauki, czegoś sprawdzonego empirycznie, w praktyce.
Mawiają: „pokaz, udowodnij, wtedy uwierzę”. To właśnie ma byc przewagą nauki nad wiarą? Patrząc na teorię Wielkiego Wybuchu, jej uzasadnienie, próby wyjaśnienia, komicznie brzmiącą nowomowę i niektóre terminy, kojarzy się to z zaprzeczaniem samym sobie.
Logika, teoria, definicje, reguły. Wszystko to jest ściśle związane z nauką, ale nie z ludźmi. Ze względu na naszą olbrzymią, nieskończoną różnorodność, możliwość zaistnienia przeróżnych, nieprzewidywalnych sytuacji, logika (zakładająca,ze wszystko opiera sie na związkach przyczynowo – skutkowych, jest zero jedynkowe, czyli przewidywalne) nie ma nic wspólnego z nami, naszym zachowaniem, życiem. Rządzą nami emocje, zależne od naprawdę, wielu, nieskończonych czynników. Logika jest jak łódź ciskana we wszystkie możliwe strony podczas sztormu emocji.
Nauka nie jest właściwym sposobem na wyjaśnienie istnienia Boga. Logika, reguły, badania naukowe są tutaj do niczego nie potrzebne i nie przydatne.
Neale Walsh w ksiące „Rozmowy z Bogiem” napisał:
Przychodźcie do Mnie droga serca, nie ścieżkami umysłu. Próżno szukacie Mnie rozumem.
Rządzą nami jakieś schematy, ale nie zawsze się sprawdzają, nie zawsze da się przewidzieć reakcje innych, podobnie okoliczności. Chcąc przygotować sie do wszystkiego, do każdej sytuacji, być przewidującym – tracimy czas, przygotowując się tak naprawdę do niczego.
Na potwierdzanie naukowych teorii, badania, poświęcane jest mnóstwo zasobów, nie tylko pieniężnych. Nie piszę, ze zawsze tak jest, ale często efektem tych badan są puste, śmiesznie brzmiące teorie, w które mimo braku sensownych potwierdzeń (poza wymysłami w wielu książkach, artykułach itd) wierzymy. Dlaczego?
Czy teorie naukowców, ze względu na ich liczne tytuły, stopnie, osiągnięcia naukowe, nagrody (wybierane w dodatku przez osoby z ich otoczenia) muszą oznaczać, ze trzeba w to wierzyć?
Czy 5 lat studiów, doktorat, kilkanaście prac naukowych, książki na temat, który i tak nie został udowodniony, jedynie skomplikowany, opisany na kilkaset sposobów, potem powtórzony przez innych i jeszcze bardziej pomieszany ma sprawiać, ze osoba taka jest godna zaufania, a zwłaszcza prawdziwe i sensowne jest to co przekazuje?
Cytując klasyka:
Cały czas powtarzamy i nie możemy przestać, że to się wreszcie musi skończyć.
Co robimy, kiedy skłamiemy, a ktoś nas dopytuje dalej, jest wnikliwy, ciekawy, podejrzliwy? Wymyślamy mnóstwo historii, aby to co mówimy wydawało się wiarygodne. Dodatkowo, jeśli jesteśmy nazywani autorytetami, mamy wysoki status społeczny, dobra sytuacje materialna, jesteśmy znani, prawdopodobieństwo tego, ze ktoś nam uwierzy w jakąś bzdurę, znacznie się zwiększa. Tworzymy własny „Wielki Wybuch”.
Wielcy ludzie, którzy przyczynili się do rozwoju naszej cywilizacji, nie potrzebowali przyklasku innych, mimo tego, świat nigdy o nich nie zapomni. Osoby takie jak Edison, Martin Luther King, Gandhi, bracia Wright i inni, nie pisali książek za książkami tylko konkretnie działali. Nie potrzebowali aprobaty innych, często spotykając się z czymś zupełnie odwrotnym niż wsparcie.
Większym autorytetem, niz Pan doktor z uniwersytetu, jest dla mnie sprzedawca w sklepie spożywczym, który pytany o konkretną rzecz, daje konkretną, prawdziwą odpowiedź. Gdy spytamy gdzie znajduje się jakiś towar i czy na pewno tam jest, nie pisze elaboratów na temat prawdopodobnej jego lokalizacji, nie występuje w programach telewizyjnych, nie pisze książek na ten temat i nie odbiera nagród, za powiedzenie mi na wszystkie możliwe sposoby, ze…nie wie bądź też wie, ale nie jest tego pewien. Nie zwołuje konferencji i nie prowadzi eksperymentów na zwierzętach. Po prostu, w paru zdaniach mówi gdzie co jest i to mi wystarczy.
Skomplikować jest bardzo prosto, natomiast uprościć skomplikowane już nie.
Tak jak powiedział Einstein:
Jeżeli nie potrafisz czegoś prosto wyjaśnić – to znaczy, że niewystarczająco to rozumiesz.
Tymczasem, moim zdaniem, próby wyjaśnień rzeczy oczywistych są stratą czasu i energii. Czas ten można poświęcić na życie, w pełnym znaczeniu tego słowa, ponieważ w tym i w wielu innych rzeczach wspiera nas Bóg.